szkola01 %Jerzy Binkowski%

Pracuję w Miejskim Ośrodku Doradztwa Metodycznego w Białymstoku od 3,5 lat. Podczas konsultacji indywidualnych i w czasie warsztatów szkoleniowych i kursów, szukają u mnie wsparcia w problemach wychowawczych, nauczyciele wszystkich szczebli edukacji. Moje doświadczenie i wychowawcze i dydaktyczne budowałem na relacjach z dziećmi w młodszym i średnim wieku szkolnym oraz na kontakcie z młodzieżą dorastającą. Dopiero niedawno zaczęły proponować prowadzenie warsztatów mi – mężczyźnie – nauczycielki dzieci w wieku przedszkolnym. Fakt ten „wymusił” na mnie uważniejszą refleksję o wychowaniu w pierwszych latach życia dziecka. Kolejny raz pojawiła się we mnie potrzeba przemyślenia tzw. problemów wychowawczych „ab ovo” – od początku.szkola01 %Jerzy Binkowski%

Zaryzykowałem i sformułowałem pierwszą radę wychowawczą:

1. Wobec podopiecznych miarą profesjonalizmu jest takie zachowanie wychowawcy, które zaspokaja jego – DOROSŁEGO – naturalne potrzeby, zaś sposób zaspokojenia tych potrzeb jest społecznie twórczy, rozwojowy, empatyczny.

Otóż nie ma takiej możliwości, aby osoba dorosła nie zauważyła totalnej zależności dziecka od siebie. Odpowiedzią najtrafniejszą, najmądrzejszą, NAJBARDZIEJ NATURALNĄ jest wydobywanie z siebie wszystkiego, co najlepsze, aby podarować i podporządkować siebie i to co we mnie jest najlepsze, rozwijającemu się najczęściej z ekscytującą dynamiką, dziecku. Co zrobimy z sygnałami, jakie śle do nas rozwijające się we własnych rytmach dziecko? Odpowiadam: treść i forma odpowiedzi uzależniona jest od potrzeb dorosłego. Dlatego, gdy wychowawcy pytają mnie, co zrobić z dzieckiem, które z jakiś względów, z powodu potrzeb własnych, nazywa nadpobudliwym, lub co zrobić z dzieckiem, które z pewnych względów i własnych potrzeb, nazywa agresywnym, odpowiadam, że nie wiem. Natomiast próbuję inspirować refleksję o potrzebach dorosłego. Czego potrzebujesz, człowieku? Twoje uczucia, które się w tobie pojawią, poinformują cię, czego potrzebujesz. Istnieje prawdopodobieństwo, że jeżeli opiekun, wychowawca, potrafi rozpoznać własne potrzeby skrywające się za uczuciami, potrafi także pomóc dziecku rozpoznawać jego potrzeby, które sygnalizuje otoczeniu swoimi wyraziście okazywanymi uczuciami. Jeżeli tego nie potrafi, nie nauczy bardzo ważnej umiejętności życiowej, która jest fundamentem indywidualności. Za spostrzeganymi przez dorosłych zachowaniami, klasyfikowanymi jako nadpobudliwość albo agresywność u dzieci, kryją się bardzo różne potrzeby a podstawową potrzebą dziecka zdaje się być potrzeba bezpieczeństwa i akceptacji, która może być zaspokojona przez pełną zależność od dorosłego. Dlatego też struktura takiej relacji wymaga od dorosłego maksymalnego natężenia duchowego – empatii, wyobraźni, intelektu, sumienia
i nieustannej pracy samoświadomości, aby chcieć funkcjonować na granicy swoich najlepszych możliwości. Dziecko może stać się szansą na niezwykły skok jakościowy w rozwoju człowieczeństwa (uczuciowości, duchowości) osoby, która się opiekuje dzieckiem. Dorosły nie nauczy się odpowiedzi, jakiej ma udzielić konkretnemu dziecku (formy i treści), z żadnego poradnika. Dorosły pozostaje sam, wraz ze swoją umiejętnością rozpoznawania tego, co mogłoby przydać się konkretnemu dziecku w konkretnej sytuacji, gdyby on – dorosły zechciał dziecku podarować. Gdyby miał taką potrzebę bycia bliżej tego dziecka, dostrzegając i szanując jego indywidualność.

Cały ten przydługi akapit ma służyć temu, aby wzbudzić myśl odmienną od tej: „Co mam zrobić z dzieckiem, gdy…”, na IDEĘ: „Co mam zrobić z sobą, gdy będąc obok dziecka czuję…”, „Czego tak naprawdę potrzebuję ja” i „Czy chcę zaspokoić potrzebę dziecka i w jakiej formie to zrobię?”.

Obecność dziecka w życiu dorosłego może przybliżyć go do uporządkowania swojego życia, gdy przypomni on sobie aforyzm S.Coveya: „Najważniejsze, aby najważniejsze było najważniejsze”. Czy może być dla człowieka coś ważniejszego, niż (uwaga!)… on sam! Gdy pasażerom samolotu sygnalizuje się prawdopodobne niebezpieczeństwo, maskę tlenową najpierw zakłada opiekun dziecka. Dobry kontakt człowieka dorosłego z samym sobą doprowadzi go prawdopodobnie do wyartykułowania pragnienia życia pełnią życia, czyli poszukiwania tych form
i treści, które sprzyjają prawdziwemu życiu. ŻYĆ PEŁNIĄ ŻYCIA. SPRZYJAĆ ŻYCIU! SPRZYJAĆ INDYWIDUALNOŚCI I ODMIENNOŚCI. Warto w sobie inspirować odwagę wprowadzania w życie własnych niepowtarzalnych cech, które wzbogacą rzeczywistość osób i nie zmarnują możliwości zaprezentowania ich najpierw osobom, które kochają a potem zadziwionemu światu.

Co ja, jako dorosły mogę zrobić, aby osoba obok mnie mogła wzrastać? Czy jestem na tyle odważny, aby przyjąć życie, które z jakiś niezwykłych i tajemniczych powodów chce przyjść na świat, poprzez moje ciało, moje geny, moją czułą serdeczność ( albo nie-czułą, nie-serdeczność)? Czy powołanie do życia wymaga odwagi! Jaką potrzebę własną zaspokajam, zapraszając do życia w moim domu, nowe istnienie?

Dziecko (nawet kilkunastoletnie) nie wie, kim jest, dokąd zmierza, brakuje mu słów na określenie tego, co czuje, jakie ma potrzeby i w jaki społecznie twórczy sposób owe potrzeby może zaspokoić. Wniosek według mnie jest następujący: wychować dorośli mogą jedynie siebie. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że osoby żyjące obok nas zechcą skorzystać z nas. Gdy nas wybiorą na osoby „modelowe”, będą miały pewien punkt odniesienie i informację, w jaki sposób zachowują się Ci, którzy fascynują ich tym, że spostrzegane są jako osoby kochające, wspierające, akceptujące, wielkoduszne, przy których inni czują się osobami kochanymi, wspieranymi, akceptowanymi, szczególnymi.

Poszukiwanie sposobu na wychowanie młodszego pokolenia najczęściej sprowadza się do prób manipulowania sytuacjami i dzieckiem w ten sposób, aby ono – dziecko spełniło moje oczekiwania, aby realizowało scenariusze, których autorem jestem ja-dorosły, abym mógł zaspokoić potrzebę znaczenia, dominacji, władzy.

Jeżeli hodowca kwiatów nie rozpozna, jaka jest potrzebna ziemia konkretnej roślinie, jaki stopień wilgotności jest potrzebny owej roślinie, jaka temperatura sprzyja najbardziej rozwojowi konkretnej rośliny, ten hodowca nie wykorzysta wszystkich możliwości rozwojowych danej rośliny.

Gdy przyjaciele mówią: „Jesteś specjalistą od storczyków! Nie widzieliśmy piękniejszych, tak dorodnych i wielobarwnych”, Czuję w sercu radość i rozpiera mnie duma. Zaspokajam potrzebę życia w harmonii z roślinami, które wziąłem pod swoją opiekę, potrzeba harmonijnego życia z otaczającym mnie światem. Czuję się uniesiony. Mam dodatkowy powód do poczucia sensu tego, co robię. Lubię być uważny. Lubię być systematyczny. Lubię dokształcać się w dziedzinie, w której zobowiązałem się do bycia kompetentnym. Sprawia mi radość fakt otwartych oczu, czujnych uszu, smakowitość i wielobarwność Lubię lubić otaczający mnie świat. Lubię siebie. Lubię zaspokajać potrzebę bycia blisko samego siebie.

Nie odkrywam „ameryki” gdy mówię: podstawową kompetencją nauczyciela, już to w przedszkolu, już to na uniwersytecie, jest ten typ uczuciowości, dzięki której starszy ma świadomość, jakie zaspokaja potrzeby i czy to czyni w społecznie twórczy sposób, czyli czy wykorzystuje twórczo zasoby, które w sobie odnajduje, aby przydały się one innym (np. osobie młodszej).

Tak więc mogę przypuszczać, że współczesne studia pedagogiczne bez treningu uwrażliwienia i treningu interpersonalnego, zaspokajają m.in. potrzebę znaczenia, władzy i trudno tym potrzebom odmówić racji bytu czy zaprzeczać ich znaczenia dla wielu osób, w różnych fazach życia. Jednak w galerii potrzeb przyczyniających się do poczucia sensu życia warto uwzględnić ćwiczenia i próby dostrojenia się do wzrastających obok nas istot, poprzez wzbudzanie wyobraźni, empatii, sumienia.
Może tu chodzi o tzw. inteligencję emocjonalną?
A może być blisko samego siebie jest mądrością życiową?

Jerzy Binkowski 26-12-2010 r.

Podobne wpisy: