07.10.11.jur .bin .team . 014 %Jerzy Binkowski%

„Dziecko to tak, jak wiosna” – Janusza Korczaka
grupa teatralna: “jur.bin.team”  X-2011 r.

„Dziecko to tak, jak wiosna” JANUSZA KORCZAKA – Opracowanie tekstu dla inscenizacji. (październik 2011 r.)

Dziecko to  tak jak wiosna. Albo słońce, pogoda i już bardzo wesoło i pięknie. Albo nagle burza, błyśnie, zagrzmi i piorun uderzy.

A dorosły – jakby we mgle. Smutna mgła go otacza. Ani dużych radości, ani dużych smutków. Szaro i poważnie.

Nasza radość i smutek pędzi jak wicher, a ich tylko się snuje.

Jeśli będziesz nauczycielem, nigdy nie wyrywaj do odpowiedzi ucznia, który ma zmartwienie. Niech myśli, niech się uspokoi, niech sobie odpocznie. Pozwólmy człowiekowi być smutnym.

Dorośli mówią, żeby się nie bić. Myślą, że się dla przyjemności bawimy. Prawda, że są tacy, którzy szukają zaczepki ze słabszymi. Unikamy ich, ustępujemy, omijamy. Ale to ich więcej rozzuchwala. Kiedy przebierze się miarka, musimy wreszcie dać nauczkę. Na szczęście nie ma ich wielu.

Natchnienie – to kiedy trudna robota nagle robi się łatwa. I ogromnie przyjemnie wtedy rysować czy pisać, albo grać, albo tylko wycinać czy majstrować. Wszystko się wtedy udaje i nawet nie wie się, jak to się robi.

A kiedy skończę, dziwię się, jakby była nie moja robota. I jestem zmęczony, ale zadowolony, że mi się dobrze udało.

I ja mam natchnienie; nie wiem wcale, co się wokół mnie dzieje.

Zdaje mi się, że dzieci często robią w natchnieniu, tylko im przeszkadzają. Na przykład, opowiadasz coś, czytasz albo grasz. I wychodzi dobrze. Albo od razu zrozumiałeś zadanie. Nawet może być jakiś błąd, ale to nie błąd, albo bardzo mały. A tu ci nagle przerwą, każą poprawić, powtórzyć, coś jeszcze dodadzą, objaśnią. I od razu wszystko przepadło. Zły jesteś i już ci się nie chce, i już się nie uda.

Natchnienie – to jakby rozmowa z Bogiem. I nikt nie ma prawa się wtrącać. Bo wtedy muszę być sam, żeby nie widzieć, nie słyszeć.

Bo można zepsuć, jeśli się za wiele poprawia.

Jest strasznie nieprzyjemnie, jeżeli się musi powiedzieć, a wstydzi się mówić.

Niewygodnie być małym. Ciągle trzeba głowę zadzierać… Wszystko dzieje się gdzieś wyżej, nad tobą. Czuje się człowiek jakby mniej ważny, poniżony, słaby jakiś, zagubiony.

Może dlatego niechętnie opowiadamy dorosłym, że zawsze się spieszą, jak z nimi mówimy. Zawsze się zdaje, że ich nie obchodzi, że tak coś tylko powiedzą, byle zbyć, byle się prędzej odczepić.

No pewnie: oni mają swoje ważne sprawy, a my swoje. I my też staramy się, żeby krótko powiedzieć, żeby im głowy nie zawracać. Że niby nasza sprawa nieważna i niech tylko powiedzą: tak czy nie.

I zaczyna się zwyczajna lekcja, kiedy nauczyciel się pyta, a klasa stęka, bąka, źle odpowiada. I pan myśli, ze nie umiemy, żeśmy głupie dzieciaki.

Pewnie jest tak, że gdy jesteś dorosły i im bardziej coś cię obchodzi, tym lepiej i piękniej możesz mówić. A u dzieci jest może inaczej? Jeżeli coś bardzo obchodzi, właśnie dlatego trudno opowiedzieć, choćby nawet wiedziały.

Jakby się wstydziły, że powiedzą nie tak, jak trzeba. Bo przykro, że w szkole trzeba mówić naukowo, na stopień, pochwałę albo naganę, a nie – jak się czuje naprawdę.

A w zabawie najważniejsze jest, z kim się bawić. Są dzikusy, że z góry wiadomo, że się skończy jakiś wypadkiem. Taki na nic nie zważa, byle na swoim postawić, że wygrał.

Z takim nie bardzo przyjemnie, bo się trzeba pilnować. Bierze się do zabawy, bo inaczej przeszkadza, ale mu się stawia warunki.

Nieprzyjemna jest zabawa z kłótliwym. Byle co, zacznie się kłócić albo się obrazi. Chłopcy mniej się obrażają, ale dziewczynki często… W najciekawszym miejscu o byle co się przyczepi.

Jak się dziecku coś stanie, mówią: „Dobrze ci tak, na drugi raz tak nie wojuj”, jakby dziecko nie czuło bólu, jakby miało inną skórę, niż dorośli.

I dobrze, jeśli tylko wyśmieją, chociaż i to też gniewa. Bo masz ból i przestraszyłeś się, a oni żartują. Bywa gorzej: wykrzyczą. Wiedzą, że nieumyślnie, bo kto by sam chciał się kaleczyć, a wygląda, jakby „właśnie im na złość rozbiję się czy skaleczę”.

Może nam się tylko zdaje, ale nieufność jest bardzo nieprzyjemna. I jeszcze dorośli mają zwyczaj załatwiania różnych spraw przy okazji: „Zapnij guzik, dlaczego masz buty zabłocone, lekcje odrobione, obetnij paznokcie”.

07.10.11.jur .bin .team . 020 %Jerzy Binkowski%
“Dziecko to tak jak wiosna”

I to nas uczy po trochu unikać, kryć się – nawet jeśli nic złego nie zrobiliśmy.

A kiedy przypadkiem spojrzą, czekamy zaraz na jakąś uwagę.

Dziecko powinno być swobodne, kiedy się na nie patrzy.

Albo na przykład, siedzimy wieczorem z kolegami na schodach po ciemku. A jak mamy siedzieć, jeżeli światło nie zapalone? Rozmawialiśmy sobie. A powiemy, że rozmawiamy, na pewno nam powiedzą: „O czym wy tam możecie rozmawiać? Penie o głupotach jakich?”

Jużci nie o mądrym. Tak sobie. A czy dorośli zawsze tylko mądrze rozmawiają? Dlaczego zaraz lekceważenie?

Dorosłym się zdaje, że dobrze nas znają. Co tam w dziecku może być ciekawego? Mało żyło, mało wie, mało rozumie.. Ba każdy zapomina, jaki był dzieckiem i myśli, że teraz dopiero najmądrzejszy.

Jeśli biją w człowieka wrażenia jak wiosenna ulewa, czy może spamiętać i opisać wszystkie deszczu krople? Czy dadzą się zliczyć rozkołysane fale wezbranej rzeki?

Nie powiedziałem, jak mi się na lekcji pić chciało. A pan wyjść nie pozwolił.

– Niedługo będzie dzwonek, to się napijesz. – Miał słuszność. Ale jestem dzieckiem, inny teraz mam zegar, inaczej czas mierzę, inny mój kalendarz. Dzień mój jest wiecznością, która się dzieli na krótkie sekundy i długie stulecia. Nie dziesięć minut pić mi się chciało.

I dorośli lubią piękną pogodę, ale oni myślą, rozważają, my tak jakoś jakbyśmy ją pili. I dorośli lubią jasny ranek, ale dla nas jest winem mrożonym – jesteśmy nim jakby pijani.

Nie wolno na lekcji ziewać. Siedź równo, nie opieraj się. Proszę patrzeć na tablicę. Cicho, proszę. Powtórz. Kto się roześmiał? Kto brzdąka? Pytam się, kto brzdąka? Olszewski, to ty? Ja nic nie wiem. A kto? Ja nic nie wiem a pani zaraz na mnie!

Nie wiem, czy my częściej się uśmiechamy, czy dorośli. Ale to pewne, że ich uśmiechy mało mówią, a my nasze rozumiemy dobrze, czasami więcej się powie uśmiechem niż słowem.

Wymowne spojrzenie i wymowny uśmiech. Widocznie wiedzą, bo zabraniają oglądać się i uśmiechać w klasie.

Gdy będę nauczycielem, spróbuję porozumieć się z uczniami. Żeby nie było dwóch jakby wrogich obozów: z jednej strony klasa, a z drugiej on i kilku lizuchów. Spróbuję, żeby była szczerość.

Chcę napisać książkę o szkole. Żeby się wszyscy przekonali, ze nie zawsze można uważać na lekcjach. Może w zimie przerwy powinny być dłuższe, może w dni pogodne uczniowie prędzej się meczą. Ważne, żeby dzieciom i nauczycielom było lepiej w szkole.

My skończymy szkołę i pójdziemy sobie a nauczyciele całe życie chodzą do szkoły. Nauczyciele najczęściej chorują na gardło i nerwy.

Widać, że dzieciom i dorosłym dzieje się nie najlepiej. Jedni mają swoje troski i smutki, drudzy – swoje.

Podobne wpisy:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

5 × dwa =