Ośrodki masowego medialnego przerażenia perspektywą państwa prawa i sprawiedliwości społecznej, chcą wykopać grób marzeniom o równości wszystkich obywateli. Jakby RZECZPOSPOLITA nie miała być RZECZĄPOSPOLITĄ wszystkich Polaków, a tylko tych czytających niemieckie gazety dla Polaków.
Pewnie my wszyscy zadziwieni jesteśmy siłą czegoś, czego nie chcę nazywać nienawiścią, gdyż ona niszczy do korzeni delikatną roślinkę porozumiewania się. Zmniejszmy toksyczność poprzez inne nazywanie objawów trującego uczucia. Osoby ziejące w codziennej publicystyce niszczącymi uczuciami, to przede wszystkim osoby bardzo mocno przestraszone.
Zamknięcie drzwi Belwederu i Pałacu za poprzednim prezydentem, zamknęło im drzwi do bajki, w której grali rolę nadwornych mędrców. Dobrze się czuli w roli dworzan, zaś apanaże pozwalały na syte i wygodne życie. Teraz stanęli przed tajemnicą drzwi zamkniętych: NAPRAWDĘ COŚ SIĘ SKOŃCZYŁO! Z przyzwyczajenia dookoła widzą jedynie wrogów i głupców, którzy UWIERZYLI W DOBRĄ ZMIANĘ. Dla nich każda zmiana pogarsza ich położenie. Oni muszą teraz obsadzić role drugiego planu, więc jak psy w pełni księżyca, szczekają do swoich cieni. Dezawuowanie młodego prezydenta postrzegają jako szansę utrzymania się w światłach jupiterów. Mniejsza o dobro wspólne Polaków. Interesy własne są najważniejsze, czyż nie?
A my, mając świadomość ich bólu, szoku, pozwólmy im mówić i pisać co chcą i jak chcą. Przecież treść i forma wypowiadanych słów informuje nas, jakimi są ludźmi. Z każdym słowem, z każdym kłamstwem, z każdą niemoralną interpretacją objawiają swoją nagość tak, że powstrzymywać się musimy przed zażenowaniem. Jednak coraz głębiej i pełniej możemy rozpoznać ich wartość jako kiepskich konstruktorów dobra wspólnego.
Nie wchodźmy w polemiki z pomyjami wylewanymi z brudnej miski. Nie sięgajmy po produkty od lat zatrute arcynowoczesną ideą, że przyjemność jest jedynym wskaźnikiem świadczącym o człowieczeństwie i należnym człowiekowi. Oni sami wyeliminowali się ze społeczności ludzi o zdrowym rozsądku.
Jednak to dzięki nim dostrzegamy wagę doprecyzowania samych siebie. Ich obecność wymusza na nas dookreślenie własnej tożsamości, domyślenie wartości i tradycji, którą chcemy podtrzymywać.
Najbardziej cieszy mnie sytuacja, kiedy dowcipnym komentarzem własnym i wewnętrznym spokojem, pacyfikuję rodzącą się we mnie niechęć do autorów słów szkalujących. Jestem wtedy jak zapaśnik klasyczny, kiedy to energię nacierającego przeciwnika, sprytem i lekkością własną zamieniam na chwyt zwany „biodrem”: zwalam przeciwnika z nóg. Zwielokrotniam prawdopodobieństwo położenia przeciwnika na łopatki.
„Biodro” wymaga ode mnie mocnego stania na własnych nogach i elastyczności. Trzeba też umieć zachować, w ramach strategii, tak zwaną „zimną krew”.
Lękam się, że nasi ideowi a przestraszeni przeciwnicy, stracili „zimną krew”.
Wiem, że i słowo zabija. Wszystkich nas nie pozabijają, jednak martwię się o ŻYCIE MŁODEGO PREZYDENTA.
Od dnia Zesłania Ducha Świętego wszędzie mówiłem, że już nic nie zostanie takie, jak było przed wyborczym zwycięstwem Andrzeja Dudy. Myśmy tego dokonali. Myśmy to wymodlili.
W mej głowie pojawiła się myśl: JEŻELI GO NIE ZABIJĄ, TO WSZYSTKO INNE NAS WZMOCNI.
Pomóżmy naszym przeciwnikom politycznym zachować poczucie humoru, a sami pamiętajmy, że własna przejrzystość zwiększa możliwości prowadzenia walki w stylu klasycznym: uczciwego patrzenia przeciwnikowi prosto w oczy.
Jerzy Binkowski – Urodził się w 1949r. w Gdyni. Ukończył studia filozoficzno-psychologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dyplomem reżyserskim ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował głównie z młodzieżą – poradnictwo i teatr. Mieszka od 40 lat w Białymstoku. Należy do warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.