Jestem człowiekiem betonu – z ulicy Władysława IV i 10 lutego w Gdyni. Kiedyś marzyłem, aby wybrukowano na Obłużu piaszczystą ulicę Tokarską wiodącą do kościoła, czy ulicę Cechową, prowadzącą do szkoły.
Ciszy nad morzem nie ma – mewy jak stare jędze obrzydliwie skrzeczą nad falami, polując na ryby nieme.
Teraz mieszkam na skraju Puszczy Knyszyńskiej. Odwracam się do niej plecami. Bywa wilgotna, obślizgła i śmierdząca. Gdy deszcze rozpulchniają leśne dukty, ja znajduję argumenty, aby w puszczę się nie puszczać, a ty łazisz, wałęsasz się, wąchasz, dotykasz kory, obejmujesz pnie, przytulasz się do drzew. Znasz Puszczę Knyszyńską lepiej niż ja. Wpuściłeś ją głęboko w siebie. Puszcza zawładnęła tobą.
Jesteś mi potrzebny Poeto, abym mógł choć trochę zaczerpnąć z twego serca na temat bożego świata skrywającego się w liściach i pieśniach wiatru. Pojawiło się we mnie zadziwienie. Jaki ma sens przedkładanie szumu osiki czy brzozy, nad miłość mężczyzny do Kobiety? Pytam zaniepokojony, gdyż odnoszę wrażenie, że twoje wsłuchiwanie się w puls serca sosny cudownie w niebo sięgającej i prostej jak maszt, jest dla Ciebie przeżyciem bardziej wstrząsającym, niż zachwyt w oczach pięknej i mądrej Kobiety.
Las zapewnia Ci szeroką gamę drgnień i drżeń a Ty jesteś jak poranna wiolonczela – Ty chcesz pomrukiwać jak pszczoła i bas rozdzielasz światu, jak szerszeń.
Ty jesteś poezją leśną, prawda?
Z wąwozów parowów z puszczańskich rozpadlin
z tego co bez czasu z tego co czas nagli
więc z kamieni spod nich z samego ich środka
z kosmosu wodnych drobin z ich wzajemnych spotkań
z wilgoci co na płazie mrużącym pod liściem
z oddechu leśnej myszy która ani piśnie
z mroku nocy z burzy z poranka z wieczoru
z olsów z łęgów z puszczy z mieszanego boru
z bagna torfowiska i leśnego oczka
z menisku nartnika w jeziornych zatoczkach
z mrówczych tras lęku sarn z lotu nietoperza
z zimy która kurczy co lato rozszerza
z przedmrozu przedburzy przedranka przednocy
z dziupli co raz ziewa raz woła pomocy
z miękkości przelotów motyli i ptaków
z mrówki co zdyszana stanęła na szlaku…
I jeszcze z puszczyka co się z echem psoci
z lasu z łąki z tchnienia i z kwiatu paproci…
Powłóczyście bezdźwięcznie bez jawy i tła
snuje się ścieli kłębi i tumani – mgła …
Nie udaje mi się wykombinować klucza wiolinowego – skąd ta obezwładniająca naturalnością – muzyka, poeto, Januszu Andrzejczaku?
Jest tajemnica w Tobie i ja krążę obok Ciebie od kilku lat zawstydzony Twoją prostotą. To słowo szlachetne, jak Ty, w trudzie codziennego zabiegania o swoje miejsce w, powiedzmy szczerze, wrogiej Tobie cywilizacji. Świat dookolny jest pełen rozdygotanych i rozgadanych ludzi. U wielu osób spostrzegasz niemiłą cechę mówienia, które jest szybsze od myślenia. Wtedy ja Ciebie wspieram, gdy sugeruję współczucie: „Mam nadzieję, że oni dowiedzą się, co myślą, gdy usłyszą, co mówią”.
Czy Ty wiesz, że zachwycam się tytułami Twoich wcześniejszych książek? Wprowadziłeś w rytm mego ożywionego oddechu słowa: ŁAGODNIA, ULOTNIA, PRZEDZIWNIA. A najnowszą książkę zatytułowałeś: POWŁÓCZYSTOŚĆ – drogami, bezdrożami Podlasia. W zachwyceniu idziesz, tęsknisz, szukasz na bezdrożach puszcz – augustowskiej, białowieskiej, knyszyńskiej. Czego szukasz?
Dotrę tam ucałuję i obejmę brzozę
jej cieniem się przykryję i pod się połóż
Pod głowę mieć będę poduszkę z kamienia
głaz da mi oparcie a brzoza da cienia
Powietrza trochę zmącę no i trochę ciszę
gdy pode mną wysypią się nasiona szyszek
umoszczę się w podszycie i wtopię się w leże
pośród mrówek i żuków jeszcze jedno zwierzę
będę patrzeć do góry gdzie słońce obłoki
słuch wyślę na czaty niech bystrzy na boki
albowiem nikt kto ze mnie a więc żaden z ludzi
nie ma prawa mnie z jawy zielonej wybudzić
gdy minie czasu troszkę gdy się w nic napatrzę
może to co przenigdy będzie teraz zawsze
cudna jedność gdziekolwiek i za każdym razem
z ziemią niebem i drzewem ze sobą i głazem
Cokolwiek potrzebujesz, przecież masz w sobie. Najcenniejsze, najpiękniejsze, co rozpoznaję, to Twoja intuicja o jedności świata stworzonego Wielką Tajemnicą Miłości Boga, której poszukujesz na bezdrożach Podlasia.
NIC JAK BÓG – pisał SJ Jacek Bolewski
Jerzy Binkowski
Posłuchaj wierszy Janusza Andrzejczaka, czyta Jerzy Binkowski:
Update Required
To play the media you will need to either update your browser to a recent version or update your Flash plugin. |
………………………………………………………………………………………………………………….
„Powłóczystość – drogami, bezdrożami Podlasia” – Janusza Andrzejczaka, Książnica Podlaska im. Łukasza Górnickiego, Białystok 2017, ss.82.
Posłuchaj wierszy Janusz
[disk_player id=”14347″
Jerzy Binkowski – Urodził się w 1949r. w Gdyni. Ukończył studia filozoficzno-psychologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dyplomem reżyserskim ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował głównie z młodzieżą – poradnictwo i teatr. Mieszka od 40 lat w Białymstoku. Należy do warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.