Trzymam słuchawkę telefonu. Drżę cały. Sucho w gardle. Być może zaraz usłyszę głos Osoby, którą postrzegałem jako kogoś z wielkiego świata artystycznego, któremu ja nie dosięgam do kolan. „Wojciech Kilar. Słucham.” Nieco schrypniętym i pełnym napięcia głosem przedstawiam się. Pytam, czy zechciałby Pan Profesor wraz z Małżonką Barbarą, przyjąć od grupy twórców Białegostoku, nagrodę : „LAUR IZABELLI ELŻBIETY Z PONIATOWSKICH BRANICKIEJ – za zaangażowanie w poszukiwaniu sensu życia, głębokiej radości życia i nadziei”.
Profesor Wojciech Kilar był zaskoczony przede wszystkim „podwójnością” nagrody. Tłumaczyłem swój pomysł – pomysł kustosza nagrody: „Twórca najczęściej jest zabezpieczony i wolny od trosk przyziemnych, poprzez oddanie i miłość małżonki”. Pomysłem był zachwycony. Po chwil przeszliśmy do omówienia ewentualnych szczegółów technicznych: terminy, transport, wzajemna komunikacja.
I przeszedłem do wątku najtrudniejszego: „Panie Profesorze, ale nasza nagroda nie jest gratyfikacją finansową. LAUR będzie jedynie statuetką…” Stawałem się przy telefonie coraz mniejszy i coraz bardziej zawstydzony. Usłyszałem lekki śmiech i słowa – „Ależ, Panie Jerzy, wszystko w porządku. Jestem już do tego przyzwyczajony”. Pan Profesor starał się mnie podnieść na duchu.
Wiele zdarzeń następowało, aż wreszcie Wojciech Kilar dokonywał kolejnego nagrania swojej kompozycji w Warszawie. Stąd już jest znacznie bliżej do Białegostoku niż z Katowic.
Dowiedziałem się, że ulubioną marką samochodu Pana Kilara jest mercedes. Poprosiłem dealera marki Mercedes w Białymstoku o przywiezienie i odwiezienia Laureata. Firma ta wywiązała się ze swoich zobowiązań – podarunku bez zarzutu.