Moja pieśń o Wiesławie Kazaneckim. JERZY BINKOWSKI
Impresje na temat monumentalnego naukowego opracowania
wierszy zebranych Wiesława Kazaneckiego
Żeby napisać mądry wiersz, trzeba wiedzieć więcej, niż jest w nim wyrażone.
Świadomość wyprzedza jakiekolwiek środki wyrazu.
I ten żal, że zostajemy w pamięci ludzi głupszymi,
niż byliśmy w naszych chwilach ostrego zrozumienia.
Cz. Miłosz „Niewyrażone”.
Lubię pomniki. Wyrywają z głębokich studni pamięć, szacunek, miłość i tajemnicę. Wzbudzają
trudne do nazwania wzruszenie, tęsknotę, niepokój, poczucie nierozumienie dramatu i wielkość
tego dramatu. W pomnikach dostrzegam wdzięczność i podziw autorów i pomysłodawców dzieła.
Pomnikowe wydanie dwóch tomów Wiesław Kazanecki – Poezje zebrane, Białystok 2021,
I tom ss.565, II tom ss. 736, to owoc pracy osób z Książnicy Podlaskiej, z Wydziału Filologicznego
UwB, Katedry Badań Filologicznych „Wschód-Zachód”, Miasto Białystok oraz Stowarzyszenia
Bibliotekarzy Polskich. Dzieło dopełnia serię wydawniczą (tom III i IV) „Pisarze Podlasia i
Kresów”. Tom I i II stanowią Poezje zebrane Jana Leończuka.
Kim był Wiesław Kazanecki (1939 – 1989) przybliża dr Michał Siedlecki w szkicu biograficznym
Poeta słowa. Wokół meandrów biografii Wiesława Kazaneckiego. Wybór podstawowych faktów
biograficznych i stworzenie geografii oraz topografii zmian w życiu twórcy, to duża
odpowiedzialność tym bardziej, że szkic ten ukonkretnił życiopisanie Poety. Uważam, że dodanie
Aneksu; Mój Białystok. Z Wiesławem Kazaneckim rozmawia Eugeniusz Kurzawa, było dobrą
decyzją. Czytamy w nim także o relacji Poety do swego miasta – zmiażdżonego przez Niemców i
Rosjan, a tym samym wciśniętego w niepokój rozwoju: Środowiska twórcze, naukowe, inne grupy
społeczne stają się zamknięte, niekiedy bardzo szczelnie. Nowy, obcy, nawet z najlepszymi
intencjami i pomysłami, traktowany bywa nieufnie – mówił Wiesław Kazanecki.
Proszę Autora szkicu biograficznego o przyjęcie maleńkiej uwagi. Od lat w biografii „Kazana”
czytam słowa dotyczące lat 1975-1978: Następnie uczył w miejscowej szkole (…). Otóż wiem, jak
nazywała się ta szkoła. To było jedyne w Białymstoku Liceum Medyczne Pielęgniarstwa, w
którym polonistą był Poeta cieszący się szacunkiem uczennic i estymą wśród nauczycieli. Był
osobą nobilitującą całe środowisko medyczne, pielęgniarskie.
Czym był świat poetycki i jego miejsce na mapie kulturowej literatury polskiej, próbują przybliżyć
Profesorowie – Dariusz Kulesza i Jarosław Ławski. Ważnym dopełnieniem publikacji jest rozmowa
Pani Jolanta Gadek z żoną Wiesława – Panią Haliną Kazanecką.
Zacząłem lekturę od spostrzeżeń, świadectwa i refleksji o rodzinnym życiu Pani Kazaneckiej. Czyż
wspomnienia żony z pszczelego ula doświadczeń domowego życia mogły być czymś innym, niż
wzruszającym panegirykiem? Życie rodzinne składa się z nieobliczalnej ilość zdarzeń, westchnień,
blasków oraz cieni, które tworzą piękny witraż, zwłaszcza wtedy, gdy szkiełka do tego dzieła
składa się w całość z poetą. Lektura rozmowy z Panią Haliną, spisanej przez Panią Jolantę Gadek,
nie potwierdza przekonania „laików”, iż żony poetów mają ciężkie życie. Cóż, wystarczy poetę
kochać.
W łatwiejszej sytuacji znajdują się badacze dorobku poetyckiego Wiesława Kazaneckiego, którzy
postawili sobie za cel przybliżenie źródeł poetyckich natchnień – kształtów, cech i historycznych
uwarunkowań, wpływu prądów literackich i znaczących postaci literatury polskiej.
Wyżej wspomniani autorzy – Pan Kulesza i Ławski – nie ryzykują osobistymi zwierzeniami. Oni
badają, opisują, analizują, syntezują materiał literacki. Nie muszą poety kochać. Oni tylko
obiektywnie spoglądają na dorobek nieżyjącego już od ponad 30 lat poety. Czyżby obiektywnie?
Profesor Dariusz Kulesza zaprezentował swoje refleksje w eseju Don Kiszot z ulicy Kosmicznej.
O twórczości Wiesława Kazaneckiego z perspektywy historycznoliterackiej. Oto maleńki fragment:
(…) Istotniejszy od idealizmu konotowanego historycznie jest dla poety z Białegostoku idealizm o
charakterze tellurycznym i etycznym (…) Ziemia Kazaneckiego, to znak naturalnego, czyli zarówno
pierwotnego, jak i podstawowego porządku, odnajdującego swą tożsamość w kontekście religijnych
reguł o charakterze po eliadowsku uniwersalnym (jak np. góry wertykalizujące przestrzeń planety)
i na chrześcijański sposób partykularnym, co paradoksalnie dotyczy nie tylko przecież biblijnego
mitu przywołującego raj utracony.
Tak. Słowa Stwórcy i Kata w drukarni zatrzymały się jak oddech Poety. Teraz można je
wykorzystać do tańca, w rytmie intelektualnych talentów i predyspozycji interpretatora,
jak Śmierć uśmiechu Giocondy.
Niewątpliwie ważne są spostrzeżenia Dariusza Kuleszy na temat związków tematycznych,
językowych, stylistycznych z twórczością poetów początku niepodległości Rzeczypospolitej.
Przypomina Profesor Władysława Sebyłę – poetę ciemnej wyobraźni, zamordowanego w Katyniu.
Katastrofizm W.Sebyły i jednoczesna wiara w poetyckie słowo, które może mieć moc przemiany
człowieka, mogła unosić Kazaneckiego w stronę odpowiedzialności moralnej za słowa. Profesor
nazywa Kazaneckiego współczesnym Don Kiszotem, który wybija się ponad przyziemność Sanczo
Panczów. Warto było odświeżyć tę metaforę, którą wysoki i szczupły poeta z ulicy Kosmicznej
brutalnie zredukował słowami swego wiersza (…) świat jest zmową kurdupli (…)
Tymczasem niektórzy są przekonani, że wiersz, ten prawdziwy wiersz, nie jest do naukowej
analizy. Wiersz jest do przeżycia, do wzruszenia, zachwytu czy do głębokiego smutku lub
poruszającego bukietu emocji.
Zapachem twoich włosów bawię się jak wiatr,
Siwe pasma rozwieszam – nasze babie lato.
Mieszka we mnie ten łotrzyk co twój uśmiech skradł
I potajemnie sprzedał za zły szeląg światu.
Rozsypuje się droga przede mną jak próchno.
Wiatr zmiata jej okruchy i przemienia w zamieć.
I tylko twoja miłość śmieje się – gdy smutno.
I tylko twoja miłość przebacza – gdy kłamię. (List na srebrne wesele – fragment)
Zachowując własne preferencje czytelnicze, naprawdę warto zapoznać się z uogólnionymi
spostrzeżeniami prof. Dariusza Kuleszy. Jest to poziom wiedzy literaturoznawcy, który dokonuje
refleksji o współczesnych prądach i stylach poezjowania, umieszczając wiersze „białostockiego
poety” na tle jemu współczesnych autorów. Dariusz Kulesza wielokrotnie powtarza w swym eseju
określenie – „poeta z Białegostoku”. Interesuje mnie, co właściwie chciał powiedzieć czytelnikowi,
określając namiętnie Wiesława Kazaneckiego „białostockim poetą” ( kilkanaście razy).
Kamień, Stwórca i kat. O poezji Wiesława Kazaneckiego – tak Profesor Jarosław Ławski
zatytułował swoje wprowadzenie do POEZJI ZEBRANYCH, omawianych przeze mnie tomów.
Odszyfrowanie tytułu nie jest zagadką kryminalną. Jarosław Ławski stwierdza, iż istnieje pewna
prawidłowość: po przeanalizowaniu twórczość konkretnego poety w perspektywie przeszłościowej
(czasu minionego), wtedy można dostrzec fakt, iż debiutancki tom cechuje szczególne znamię:
(…) między fundamentalnym dla każdego pisarza debiutem a szczytowym osiągnięciem zawsze
istnieje związek, który wyraża się w kontynuacji, metamorfozie lub zaprzeczeniu (…)
Jarosław Ławski sugeruje, że motywy występujące w pierwszym etapie twórczości, odkrywają rodzaj i
przestrzeń problemów, która będzie podejmowana przez całe twórcze życia tego autora. Niekiedy
eksploduje szczególnym pięknem.
Debiutancką publikacją Kazaneckiego jest Kamień na kamieniu (1964). Następna pozycja to
Portret z nagonką (1969), później Pejzaże sumienne (1974), kolejna – Cały czas w orszaku (1978).
W 1982 roku ukazał się tom Stwórca i kat. Profesor pisze: Tytułowy poemat z tego zbioru nosi
cechy arcydzieła. Rok 1986 przynosi Koniec epoki barbarzyńców. W tym tytule Profesor nie
znajduje cech arcydzieła. Co nie pozwala mu dostrzec nadzwyczajnego piękna? Przypuszczam, że
Profesor gdyby dostrzegł ową szczególnie wyróżniającą cechę, musiałby zrezygnować ze
wstępnego założenia o determinującym znaczeniu tematów i ujęć z debiutu poetyckiego.
W latach osiemdziesiątych poprzedniego wieku pojawia się odmienna dykcja, nieobecna we
wcześniejszych wierszach Poety. Kazanecki kończy czterdzieści lat. Jest w sile wieku. Doświadcza
szczęścia cudu solidarności. Niech stąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi. Tej Ziemi. Życzliwość
między ludźmi rozkwita wielobarwną łąką. Synowie Rafał i Łukasz rosną a wraz z nimi rośnie
ojcowska odpowiedzialność. Pojawia się uwikłany w historię a nagrodzony Noblem – Czesław
Miłosz. Od czas do czasu gdzieś zakrada się lis lub podchodzi wilk. Trzynastego grudnia 1981
roku okazuje się, że to były czołgi. Kordony milicji „obywatelskiej” otaczają wolność – stan
wojenny! Poeta wcześniej „ciemnowidzący” zaczyna dostrzegać ratunek. Pojawia się wraz z
białostockim przyjaciółmi na spotkaniach literackich w kaplicy świętego Jerzego (kościół pw.
Świętego Wojciecha). W I Dniach Kultury Chrześcijańskiej (maj 1983r.) zaprzyjaźnia się z
kapelanem Klubu Inteligencji Katolickiej, księdzem filozofem – Czesławem Gładczukiem. Tłumy
białostocczan gromadzą się na wieczorach autorskich (m.in. Ernest Bryll, Anna Kamieńska,
Wiesław Kazanecki, Elżbieta Kozłowska-Świątkowska Jan Leończuk, Anna Markowa, Waldemar
Smaszcz.) Zwykle prowadził je Kazanecki. (…) snuł refleksje odsłaniające korzenie humanizmu.
Sięgał w nich do pokładów chrześcijaństwa jako właściwej i skutecznej inspiracji tychże poczynań
twórczych. (…) Czuł czas. Widział ziemię. Mniemał jednak, że tylko niebo jest w stanie rozświetlić
jej mrok – tak się wspomina ten czas. Poeta przeżywa dramat morderstwa dokonanego na księdzu
Jerzym Popiełuszce, który pochodził z niedalekiej Suchowoli. Ciało Kapłana – męczennika
odnaleziono 30.X.1984 r. To były wielkie, dramatyczne i jakże bolesne doświadczenia Poety.
Później – 13.06.1987 – z Waldemarem Smaszczem jedzie na spotkanie twórców z papieżem Janem
Pawłem II , w kościele pod wezwaniem Krzyża Świętego, na Krakowskim Przedmieściu w
Warszawie.
Źródło nowej literackiej postawy, dostojność jej form i tematów, podjęcie się zadań dojrzałego
mężczyzny podtrzymującego niebo, pojawia się nie z irracjonalnego olśnienia. Było efektem
olbrzymich emocjonalnych wzruszeń i decyzji moralnych. W jego pisaniu nie ma już pragnienia
jakiejkolwiek rywalizacji o miejsce na Parnasie. To nie jest kontynuowanie motywów z Kamienia
na kamieniu. Kazanecki pisze, gdyż JEST POETĄ, który wie, że ma swoje obowiązki. Następuje
nowe, podkreślam – nowe objawienie poety. On nie wie, że pisze swoją ostatnią książkę. Kazanecki
przygotowuje do druku List na srebrne wesele. Nie doczeka edycji. Książka ukaże się w kilka
miesięcy po śmierci Autora.
Profesorowie Jarosław Ławski i Dariusz Kulesza (taże Pani Halina Kazanecka) nie odnotowują
literackiej przyjaźni Wiesława Kazaneckiego z Waldemarem Smaszczem. Łatwo uzasadnić taką
decyzję faktem, że nie ma to nic wspólnego z materią „tekstową”, którą bada literaturoznawca.
Pozornie. Pamiętam niekończące się rozmowy Pata i Pataszona, gdy snuli się po ulicach Osiedla
Piaski w centrum Białegostoku. Wiem, jak intensywna była współpraca, wymiana poglądów,
podejmowanie decyzji o planowanej zawartości kolejnych numerów Informatora Kulturalnego. To
byli entuzjaści. Wzajemnie się inspirowali. Potrzebny Poecie był człowiek, który potrafił okazywać
radość z nowego wiersza i zachwycał się serią kolejnych znakomitych wierszy.
W. Smaszcz z K.Turem opublikowali już w roku 1991 Wiersze ostatnie, z komentarzem W.
Smaszcza, który przypomniał westchnienia Przyjaciela: Tyle wierszy poszło na marne.
Prawdopodobnie Profesor Ławski zdał sobie sprawę, że nie do końca byłby uczciwy, gdyba nie
wymienił Waldemara Smaszcza choćby w gronie komentatorów twórczości „Kazana”. Uhonorował
Waldemara Smaszcza, autora posłowia pierwszego po śmierci Kazaneckiego wyboru wierszy, pt.
WIERSZE (Białystok1994) dużym cytatem:
Wiesław Kazanecki był przekonany, że można używać wszystkich słów, nawet tych, które dla wielu
mogą wydawać się śmieszne i na wyrost. Słowa bowiem, jak idee, trwają wiecznie. Jeżeli zaś tracą
swoją daną nośność i siłę, nie ma w tym ich winy, to fałszywi prorocy sponiewierali je,, bezbronne
w swej czystości. Anna Kamieńska, poetka jak mało kto wrażliwa naprawdę słowa, twierdziła, że
poezja ma dzisiaj najgłębsze znaczenie etyczne, jest powołane do tego by „sprawdzać słowa,
przywracać im pierwotny i właściwy sens”.
Wiesławowi Kazaneckiemu dane było odnaleźć słowa prawdziwe. Doszedł w swojej poezji do tego
miejsca, do którego docierają tylko nieliczni poeci, gdy już nie tworzy się wierszy, ale wypowiada
się pewne prawdy w tej jedynej w swoim rodzaju mowie – słowie poetyckim. Czytając najlepsze
wiersze Kazaneckiego, te z ostatniego okresu jego życia (a mówiąc dosłownie: z ostatnich
miesięcy), odnosimy wrażenie, że jest to jego naturalna mowa, tak jak śpiew wielkiego śpiewaka
wydaje się nam jego jedynym sposobem wypowiedzi.
Edycja wierszy zebranych Wiesława Kazaneckiego stwarza niepowtarzalną szansę, aby książki
Kazaneckiego przeczytać raz jeszcze – pisze prof. Jarosław Ławski. Sugeruje on, aby nie poddawać
się interpretacjom „rzeczoznawców”. Zgadzam się z nim serdecznie. Jednak moja propozycja jest
nieco przewrotna: zacznijmy czytać wiersze Wieśka od tych, które można nazwać „liryką spod
serca”, czyli od książki 1.Wiersze ostatnie, poprzez 2. List na srebrne wesele, potem 3. Koniec
epoki barbarzyńców, później 4. Stwórca i kat, i dalej do końca, czyli do początku, do debiutu! W
ten sposób może unikniemy zarażenia ciemnością i katastrofizmem książek pierwszych, pisanych w
cieniu T.Różewicza i Tymoteusza Karpowicza (autora Odwróconego światła). Zwiększymy w ten
sposób szansę doświadczenia głębi i prawdy słowa zakorzenionego w prostocie wiary, nadziei i
miłości.
Zakończenie:
Pamięci Wiesława Kazaneckiego Jesień już twego dosięgła czoła, | STANISŁAW SZEWCZENKO
|
Dzień znieruchomiał, jak łódź bez wiosła,
Co w imieniu Wiesław srebrem woła,
A chmura srebro smutku przyniosła.
Za mała koszula, świat za mały
dla duszy, która pragnęła słowa.
Wciąż uśmiechnięty,promienny cały
I po co śmierć ta natychmiastowa.
Jak ty ufałeś, kochałeś życie,
Szukałeś prawdy w nieznanych twarzach!
Ale tak zawsze było na świecie –
piorun najwyższe maszty poraża.
W tobie poezji biły promienie,
Wyżej niż ciało, niż dusza wyżej.
Wszędzie zostały jej złote cienie
I pozostaną w pamięci żywej.
Tu jednakowe krzyże cmentarne,
Tak, jak ramiona bliskich schylone.
Świecę na wietrze donieść ci pragnę,
niech na mogile ogień jej płonie.
Choć ciebie nie ma, głos twój wciąż niesie
Słowa miłości, czyste i prawe.
Płaszcza poety z pierwszych uniesień
Nie zamieniłeś w parasol sławy.
Poezja twoja – dobra nowina,
odkrywa prawdy spowite mrokiem.
Jest barwną tęczą, mostem co spina
Daleki Kijów z twym Białymstokiem.
Na strofach wierszy lekko tu lecę,
Jakże przedwcześnie śmierć nastąpiła,
Lecz zapaliłeś poezji świecę
Prawdziwym sercem, w niej będzie biło.
Wiersz Pamięci Wiesława Kazaneckiego, w tłumaczeniu Waldemara Smaszcza pochodzi z tomu NIC OPRÓCZ
SŁOWA,Studio Wydawnicze Krzysztof Tur, Białystok 2016, ss.64.
Stanisław Szewczenko (1947r.) – ukraiński poeta i tłumacz polskiej poezji, który opracował Antologię współczesnej
poezji polskiej – DLATEGO, ŻE SĄ, Lwów 2005, ss.712.
(Wybór wierszy – Stanisław Szewczenko. Wstęp – W. Smaszcz. )
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
Oto ostatnie wiersze Wiesława Kazaneckiego z tomu Wiersze ostatnie (Białystok 1991, ss.192):
Wiersz Wigilijny
Panie! Nie jestem godzien żyć bez lęku.
Moja pewność jutra jest krucha,
ale dzielę się nią ze wszystkimi, których kocham.
Widzę dzwonnicę niebieską.
Panie, nie jestem godzien,
aby ten okruch stał si sercem niebieskiego dzwonu.
Dzwony po Twojej stronie nie zabrzmią na trwogę,
tam jest już przebaczenie.
Panie! Nie jestem godzien żyć w blasku Twojej stajenki,
w krajobrazie, który tak kocham.
Spraw, Boże Ojcze…
Umarli powiadają, że życie smutniejsze jest od śmierci,
lecz do powtórnych urodzin szykują się jak na wesele.
Pytają Boga Ojca czy ładnie im w sukniach z obłoków
i włosach z mlecznej drogi.
Przymierzają korale z kłów Wielkiej Niedźwiedzicy.
I Bóg Ojciec błogosławi ich znowu na drogę,
kreśli znak krzyża i hojnie szepcze Słowa,
by przemieniły się w Ciało.
Spraw, Boże Ojcze, abym sprostał tej tajemniczej przemianie
i nie pragnął ocalić życia
w zamian za słowo kłamliwe.
Bo tylko ja mam ciało
Tak blisko swojej twarzy czuję oddechy aniołów!
Anioł, który upadł najniżej, związany jest ze mną wspólnotą upadku.
Próbuje dotknąć mego ramienia.
Tak spełniłby się jego los,
bp tylko ja mam ciało.
„Umarli nie mszczą się nigdy” – szepcze cicho Anioł
i zaraz milknie, spłoszony tym strasznym wyznaniem,
które odbiera nadzieję.
Splątane są na zawsze: dzień, miasto i moje ciało
Moja śmiertelność wydaje mi się łaską,
gdy kartki
z przemówieniami
sypią się z wysoka.
Chciałbym przeżyć swoje lata w miłości i prawdzie.
Nie śmiejcie się!
Chciałbym
zbudować dom
z czułych gestów.
Zimą ogrzewać go dobrocią, latem ocieniać skrzydłami
ptaków niebieskich.
Życie na klęczkach nie jest warte życia.
Może kiedyś powróci miłość i wszystko będzie trudniejsze niż przedtem,
bo tylko ona wie o istnieniu człowieka.
A ty jesteś miłością
Wierzę w aniołów i demonów,
w wojnę zła z dobrem.
Gdybym nie wierzył w aniołów,
utraciłbym wiarę w życie, gdybym nie wierzył w demonów,
utraciłbym wiarę w człowieka.
Jeśli dosięgnie mnie obłęd,
niechaj będzie przyjazny dla przechodniów w zaułku
i pociechą niech będzie dla zapłakanej kobiety,
i powodem do śmiechu dla gromady dzieci na podwórku.
Nie wiem, czy moje serce jak rekin-ludojad
rzuci się kiedyś na mnie,
czy może jak delfin
ocali w ostatniej chwili
tuż nad przepaścią otwartego oka cyklonu?
Punkt, który odwiecznie znika, to ja.
Wciąż ścigający go ślepiec, to moje ciało.
A ty jesteś miłością.
* * *
Modlę się najżarliwiej o ocalenie słowika
i jednej maleńkiej brzozy.
Może u kresu drogi ostatni z nas,
który przetrwa,
zdoła jeszcze postawić krzyż.
O świcie który wzejdzie nad światem
może zaśpiewa na tym krzyżu słowik.
I z każdej nuty jak z ziarna
zakiełkuje piękniejszy świat.
Piłem wino i śmiałem się z przyjaciółmi
Przyglądam się średniowieczu mego życia.
Pod okrągłym stołem moje ręce bawiły się w wojnę.
Zabijały ołowianych żołnierzy
i natychmiast wskrzeszały ich.
Średniowiecze mojego życia,
to powojenne gruzy.
Nowożytność to siwizna na skroniach.
Tak, żyjemy w ciekawych czasach.
Oglądałem z ojcem lądowanie ludzi na Księżycu,
skrzypiały drewniane krzesła w naszym starym domu,
kosmonautów na srebrnym globie nikt nie witał chlebem i solą.
Kiedy mój ojciec umierał,
zaczynał się sylwestrowy wieczór
i kończył się świat mojej młodości.
Ojciec przez wiele lat marzył o starości na słonecznym tarasie,
w domu, który budował do ostatniego dnia swego życia.
Gdy lekarze próbowali przywrócić mu bicie serca,
otworzył nagle oczy i powiedział: „Zostawcie mnie w spokoju!”
Nie mogłem powstrzymać skowytu między sercem i krtanią.
Uciekłem z sali reanimacyjnej,
a śnieżna zamieć położyła na moich skroniach współczującą dłoń
i echo płaczu matki.
Czterdzieści dziewięć razy płonęły świeczki na moim torcie urodzinowym,
teraz zapalam znicze na grobie moich rodziców.
I rozmawiam z płomieniem,
jak z lustrem,
gdzie moja twarz powraca do dzieciństwa.
Opowiadam sobie wielokroć historię życia mojej matki,
aby zrozumieć dlaczego byłem takim złym synem.
Jej miłość spostrzegłem zbyt późno,
bo miłość matki ukryta jest przed światem
jak gwiazdy w zgiełku dnia.
Teraz rozmawiam z nią wpatrując się w płomień znicza na mogile,
ale nie ufam słowom, którymi żywi zwracają się do umarłych.
Myślę o ścięciu wierzby, która żywi się światłem, jak moje oczy.
Patrzyłaś na nią mamo, z każdym dniem trochę dłużej
i z każdym rokiem smutniej.
I wtedy szeptałem: „Mamo,
jesteś opłatkiem wigilijnym,
białowłosa i święta.Tyle chciałbym powstrzymać gestów
i tyle przemilczeć złych słów,
chociaż wszystkie przebaczyłaś mi, Mamo,
a najbardziej gwałtowne ukrywałaś prędko w swoich łzach
przed spojrzeniem Boga.
W wigilię twojej śmierci piłem wino i śmiałem się z przyjaciółmi,
nie przeczuwając niczego.
Wiersz Wieslawa Kazaneckiego “Gdybyśmy byli ptakami” – czyta Jerzy Binkowski
Jerzy Binkowski – Urodził się w 1949r. w Gdyni. Ukończył studia filozoficzno-psychologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dyplomem reżyserskim ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował głównie z młodzieżą – poradnictwo i teatr. Mieszka od 40 lat w Białymstoku. Należy do warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.