Niepełnosprawni?
Nie zgadzam się na taką nazwę. Nie mogę. Obraziłbym swego przyjaciela, który – od kilku lat cierpiąc na stwardnienie rozsiane – staje się w moich oczach (a przede wszystkim w sercach swoich dzieci i żony), coraz pełniejszym wzorem godności osoby. Okazuje się, że sposób dawania sobie rady z cierpieniem jest tajemnicą osoby nie zaś choroby.
Nie spotkałem nigdy człowieka w pełni sprawnego. Nie spotkałem również człowieka, który nie nosiłby w sobie uczucia niedosytu, nie miał poczucia braku, nie był rozdarty między pragnieniem doznawania siły, a wstrząsającym doświadczeniem własnej słabości i pełnego uzależnienia od drugiej osoby. Ty i ja urodziliśmy się całkowicie zależni. Wystarczyłoby, żeby przez dwie lub trzy doby nikt z otoczenia nie wyciągnął w stronę noworodka dłoni, a zginęlibyśmy.
Siła słabości
Jak ważne jest doświadczenie pełnej zależności, pokazał nam Jezus, objawiając się w postaci maleńkiego dziecka. Być może nie chciał odebrać swoim rodzicom wzruszającego przeżycia troski i odpowiedzialności. Dzięki niepełnosprawności dziecka – wzrastać, ubogacać się!
Jako ojciec niejednokrotnie zapytywałem, kto z nas jest sobie bardziej potrzebny i więcej ofiarowuje: ja dzieciom, czy one mnie? Skłonny jestem stwierdzić, że to ja zawdzięczam dzieciom więcej. Z dumą wspominam te chwile, kiedy pokonywałem własne ograniczenia, kiedy zdobywałem nowe umiejętności. Pochylałem się nad bezradnym maluchem, odkrywając nowe pokłady czułości. Dzieci – słabe wobec otaczającego świata, uczyły mnie prostego, najprostszego mówienia i opowiadania o świecie.
Dzięki nim zacząłem dostrzegać fascynujące szczegóły, takie jak kształt dzioba ptaka, barwę piór jego ogona i wiele innych rzeczy, które do tej pory umykały mojej uwadze.
Ksiądz Jan Twardowski mówi, że ten, co pisze wiersze, ma coś wspólnego z dzieckiem – tak jak dziecko
dziwi się wszystkiemu, a zdziwienie jest źródłem poezji. Dzieci pozwoliły mi odkryć, jaką ulgę przynosi pogłaskanie, przytulenie i wysłuchanie.
Odwiedziłem niedawno kilkunastoletniego chłopca na wózku. Uczeń trzeciej klasy licealnej snuł marzenia o swej przyszłości. Chce po maturze studiować psychologię, aby pomagać innym. Jest odważny i pracowity. Jego postawa i wdzięczne spojrzenie wysyłane w stronę mamy, jeszcze raz ukonkretniły mi znaczenie marzeń, odwagi i pracowitości.
Lubię sprzeciwiać się każdemu osądowi, który mówi o absurdalności czy bezsensie losu człowieka. Życie odczuwam jako nieprawdopodobnie trudne i ważne zadanie. Kresu problemów nie widzę. Niekiedy tylko przeżywam chwile spełnienia. I coraz mocniej coś mnie popycha do pracy nad mądrą współpracą ludzi. Tu i teraz. Tam gdzie jestem.
Jesteśmy wzajemnie sobie potrzebni. Tacy, jacy jesteśmy. Każdy z innym talentem.
Lista kłamstw
Widziałem niedawno wzruszającą sytuację zanotowaną przez kamerę, przed którą wypowiadało się dziecko z mądrze prowadzonej szkoły. Chłopiec z całą szczerością powiedział:
„Mam dużo kłopotów z nauką i bardzo lubię chodzić do szkoły, bardzo lubię się uczyć”. Uczeń ze szkoły nazywanej przez niektórych szkołą dla osób niepełnosprawnych umysłowo powiedział nam, że nie trzeba się załamywać tym, iż nie wszystko rozumiemy i pomimo to warto się uczyć.
Warto polubić uczenie się.
Dopowiadam, że pragnąłbym przyczyniać się do tego, aby ludzie żyjący w kręgu szczególnie jaskrawych cierpień często chcieli mówić: „Jest trudno i uwielbiam żyć”.
W tym celu sformułuję kilka kłamliwych przekonań, którym i ja poddawałem się wiele lat, abyście, Szanowni Czytelnicy, zechcieli rozpoznać ich fałszywość. Oto niektóre z nich:
– “Nie mogę być zadowolony, jeżeli życie nie układa mi się tak, jak pragnę”.
– “Można mieć wszystko”.
– “Życie powinno być łatwe”.
– “Jedynym wyznacznikiem mojej wartości jest to, co robię”.
– “Życie powinno być sprawiedliwe”.
Może zechcielibyście Państwo napisać do mnie pod adresem Redakcji o swoich przeżyciach, uczuciach i przemyśleniach, które zrodziły się podczas lektury.
Co możemy zrobić, aby poszerzać i pogłębiać pragnienie i umiejętności współpracy? W tym zakresie z pewnością wszyscy jesteśmy niepełnosprawni. Zaczyna się ta słabość wtedy, gdy zaślepieni nieszczęściem czy rywalizacją, nie dostrzegamy faktu, jak bardzo jesteśmy różni oraz wzajemnie sobie
potrzebni.
PS
Zapraszam do rozmowy, do listów, do wymiany poglądów. Choć trudno mi rozumieć sens cierpienia, lubię się uczyć, lubię wspólnie poszukiwać sensu.
Artykuł został opublikowany w NIKE Nr. 1/2001
Jerzy Binkowski – Urodził się w 1949r. w Gdyni. Ukończył studia filozoficzno-psychologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dyplomem reżyserskim ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował głównie z młodzieżą – poradnictwo i teatr. Mieszka od 40 lat w Białymstoku. Należy do warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.