Jerzy Binkowski felietony

o cierpieniu %Jerzy Binkowski%

 

Pomimo armii psychologów, psychoterapeutów, psychiatrów, nie zmniejsza się liczba samobójstw, alkoholizmu, narkomanii (w tym nikotynizmu), rozwodów, morderstw… Odnosi się wrażenie, że istnieje bezpośrednia zależność pomiędzy rosnącą liczbą osób niosących pomoc a rosnącą liczbą tych, którzy pomocy potrzebują – tak pisze w swojej książce pt. ,,Psychologiczne uwiedzenie” W. K. Kilpatrick.

 

 

,,Zmuszeni jesteśmy wziąć pod uwagę taką ewentualność, że oto psychologia oraz pokrewne profesje usiłują rozwiązywać problemy, do powstania których same się przyczyniły. Psychologowie rozbudzają do niewiarygodnych rozmiarów ludzkie nadzieje na osiągnięcie w tym życiu szczęścia po to, by później udzielać porad w kwestiach kryzysu wieku średniego oraz umierania”.

Autor poddaje w wątpliwość twierdzenie o pożytkach, płynących z psychologii. Ma świadomość, iż trudno jest udowodnić związek przyczynowy pomiędzy wzrostem znaczenia psychologii a osłabieniem więzi społecznych, jednak zauważa, że gdy dana profesja oparta jest na dobrze ugruntowanej wiedzy, to istnieje związek pomiędzy liczbą osób uprawiających ten zawód a osiąganymi rezultatami. A tak się nie dzieje. Wydaje się, że jest coraz gorzej: ulice są niebezpieczne, rodziny w rozsypce… itp.

Współczesna psychologia nie chce przyjąć za fakt, że natura ludzka jest w niezrozumiały sposób wypaczona a popularna rada – „polubić samego siebie” tego wypaczenia nie eliminuje. Chesterton zauważył kiedyś, że doktryna o upadku człowieka
to jedyna prawda chrześcijańska, na którą mamy przygniatające dowody empiryczne. Twierdzenie o dobrej naturze człowieka jest irracjonalne. Przeczy temu i statystyka przestępstw, i osobiste doświadczenie każdego z nas. Mówimy na przykład, że nie wolno traktować ludzi przedmiotowo, a jednak robimy to codziennie. Prosimy kolegów o jakąś przysługę i zapominamy o nich aż do momentu, kiedy ponownie mogą się nam okazać przydatni. Albo przeanalizujmy, jak każdy z nas zareaguje na wiadomość o jakiejś skazie czy błędzie w życiu szlachetnego skądinąd człowieka. Jakże często z wielkim zadowoleniem dowiadujemy się, że ktoś nie jest aż tak dobry, jak powszechnie sądzono?!

Są także czyny znane tylko nam samym, o których na samo przypomnienie wstrzymujemy oddech, mając nadzieję, że nigdy nie zostaną odkryte. Są czyny, których się wypieramy, usprawiedliwiamy, wmawiając sobie, że nie mieliśmy innego wyboru… I pomyślmy jeszcze, czego nie zrobiliśmy, lecz z pewnością zrobilibyśmy, gdybyśmy byli przekonani, że uda się nam uniknąć konsekwencji, Staramy się pewnych rzeczy nie robić, ponieważ boimy się, że zostaniemy przyłapani i okryci wstydem i hańbą.

Otóż, prawo oraz lęk przed publicznym potępieniem każą nam postępować godziwie znacznie częściej, niż bylibyśmy skłoni się do tego przyznać.
Czy możliwa jest więc pełna i prawdziwa samoakceptacja, jako podstawa i zdrowia, i twórczości, i szczęścia?

Wydaje się, że każdemu z nas tak naprawdę potrzebna jest taka mistyczna „operacja na sercu”, po której człowiek przyjmie na siebie tajemnicę cierpienia i nieustannego nawracania się.

Intuicja, że cierpienie nie jest karą, lecz tajemnicą godności człowieka, może być źródłem wielkiej nadziei i dumy.

Podobne wpisy: