„Człowiek zbyt zajęty, by troszczyć się o swoje zdrowie, przypomina mechanika, który nie ma czasu zadbać o swoje narzędzia”.
(przysłowie hiszpańskie)
Próbujemy niekiedy iść przez życie, skrywając skrzętnie prawdziwe uczucia. Kiedy więc wybuchamy gwałtownie, zaskakujemy otoczenie, i samych siebie. Straciwszy panowanie nad sobą, dajemy upust napięciu. Podchodzimy bliżej „obiektu” naszego gniewu, rzucamy iskrzące i dzikie spojrzenie. Nasz wyjątkowo silny, podniesiony głos, jeszcze brzmi w powietrzu.
W pamięci dzieci i uczniów pozostaniemy w wyrazistej wizji z przeszłości, kiedy to dowiedzieli się, co naprawdę o nich myślą i co naprawdę do nich czują ich rodzice lub wychowawcy.
A przecież to nie jest prawdą! Żałujemy najczęściej tych wykrzyczanych słów, wstydzimy się samych siebie, ale dzieci już o tym nie wiedzą!
To, że zdenerwujemy się na dziecko w jego obecności ma swoje pozytywne strony. Dzieci, dla pełniejszej orientacji życiowej, dobrze, aby wiedziały, że człowiek bywa rozdrażniony, podenerwowany i że jedną z form rozładowania napięcia otoczenie bardzo wyraźnie słyszy. (Prawdziwy gniew trwa około 20 sekund i jest to przede wszystkim hałas!).
Niestety, pozytywnych, ciepłych i przecież prawdziwych uczuć i myśli o dziecku nie przekazujemy mu tak bardzo wyraziście i wiarygodnie. Jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że naszych serdecznych myśli o dziecku w ogóle mu nie przekazujemy. W ogromnej większości dzieci są kochane, lecz bardzo wielu z nich nie wie o tym.
W moim sercu, rodzi się poczucie winy, kiedy przypominam sobie, ile razy i w jak okrutny sposób krzyczałem, napięty, na swoje dzieci. Żal i skrucha może przyczynić się do przecież możliwej odmiany stylu wychowania. Ważne jest zrozumienie, dlaczego upokarzanie stało się cząstką naszego rodzicielstwa ( czy naszego stylu „nauczycielstwa”) i ważne jest, abyśmy podjęli decyzję przerwania takiego stylu.
Nikogo z nas w żadnej szkole nie uczono, jak być rodzicem, ojcem i matką. Mieliśmy tylko jeden konkretny przykład do naśladowania – swoich rodziców. Była taka chwila, kiedy dostrzegłem, wrzeszcząc w złości, że: „Jezus, Maria tak przecież niekiedy zachowywali się mój ojciec, a ja tak bardzo tego nienawidziłem!”.
W niektórych środowiskach utrzymuje się pogląd prymitywnej „psychologii”, że dziecku trzeba i należy mówić, jak bardzo jest ono złe, gdyż zawstydzenie będzie początkiem zmiany na lepsze. Jeżeli tak byliśmy wychowani, to bardzo trudno jest przerwać ten, nieco obłędny i jednak haniebny, schemat. Ale jest to możliwe! Konieczne!
Tak, niekiedy rodzice czy nauczyciele nie dostrzegą znaczenia poczucia własnej godności dziecka. Nie widzą potrzeby wspierania dziecka w utrzymywaniu poczucia własnej wartości i tym samym – pięknej radości istnienia.
Gdy jesteśmy napięci, łatwiej napaść słownie na dziecko, niż dać ponieść się nerwom na kolegę czy dyrektora. Ważne, byśmy pomyśleli: „Jestem taki spięty! Na kogo naprawdę jestem zły?” Ulga po wybuchu gniewu jest krótkotrwała, a dziecko w efekcie zachowywać się będzie jeszcze gorzej. Kiedy dziecko jest zawstydzane, coś w nim pęka, wypala się i ginie. Osoba zawstydzona czuje się pomniejszona, budząca uśmiech politowania swoją ujawnioną słabością.
Bywa, że rodzice lub nauczyciele zawstydzają dzieci publicznie. Krytykują je w obecności ich rówieśników lub karząc dziecko na oczach innych. Postępują tak, ponieważ są przekonani, że zawstydzenie, bardziej niż inne kary, zmieni zachowanie dziecka. Jest to psychologia człowieka głęboko poranionego.
Czy próbowałeś rozładować napięcie poprzez wykonanie pracy, wymagającej dużego wysiłku fizycznego? Czy zdecydowałeś się na szybki spacer? Prawdopodobnie – tak piszą w książkach – niejedno dziecko przeżyło dzięki temu, że zostało zamknięte w pokoju, a rozszalały i rozsierdzony ojciec poszedł na długi spacer, który go uspokoił!
Jako matki i ojcowie musimy nauczyć się dbać o siebie (i nauczyciele, i urzędnicy, i kapłani, i policjanci, i…). Tak naprawdę więcej zrobimy dla dzieci, spędzając trochę czasu sami ze sobą, dla siebie, dla wewnętrznego odprężenia, niż poświęcając się bez reszty dzieciom. Nie traćmy głowy.
P.s.
„Przepraszam, Panie Profesorze, powiedział z lękiem uczeń. Nie mogłem odczytać, co Pan napisał na marginesie mojego ostatniego wypracowania”.
„Kazałem ci pisać bardziej czytelnie”, powiedział nauczyciel.
JERZY BINKOWSKI
Jerzy Binkowski – Urodził się w 1949r. w Gdyni. Ukończył studia filozoficzno-psychologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dyplomem reżyserskim ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował głównie z młodzieżą – poradnictwo i teatr. Mieszka od 40 lat w Białymstoku. Należy do warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.