Oto próbka niemądrości zaprezentowanej przez jednego z pisarzy:
„Opinie innych są dla nas tak istotne, ponieważ jesteśmy niepewni swojej wartości, co maskujemy okrzykami: >Duma, duma narodowa!< „Dzisiaj mamy moment paroksyzmu, gwałtownego przebudzenia się >polskiej woli mocy<, która trwa już dwa lata”
„Mnie jest wszystko jedno, w jakim banku trzymam pieniądze, jeśli ten bank je pomnaża i mnie nie oszukuje. Co mi po stuprocentowym polskim banku, jeśli on chce mnie obrabować”.
„Statystyki mówią na dodatek, że 90 procent lokalnej prasy w Polsce należy do Niemców. Trudno się więc dziwić, ze prości ludzie reagują na to wedle schematu, który został im wpisany do głowy przez polską szkołę. Kto raz przeczytał „Krzyżaków”, Niemców znienawidzi na zawsze. Stąd frustracja”.
„… głównym tematem jest polska moc i siła, zresztą w dużym stopniu urojona. Spora część Polaków marzy o tym, by Polska stawiała się całemu światu, bez względu na praktyczne efekty takiego postępowania. Ważne jest samo stawianie się jako forma odreagowania długoletnich i aktualnych upokorzeń. Bo archetypem polskości, który kieruje wyobraźnią ludową – o czym kompletnie zapomniały poprzednie rządy – jest Andrzej Kmicic, który stawiał się wszystkim. Mało tego: zdradził, więc lustracji raczej powinien podlegać, ale się nawrócił, jest więc okay”. („Jak prokurator Piotrowicz” – dopowiada inteligentnie dziennikarz.)
„PiS świetnie wykorzystuje ten syndrom, wmawiający nam: obcy kapitał jest bardziej podły niż kapitał rodzimy. Chociaż jeden i drugi jest dokładnie taki sam, bo działa według tego samego algorytmu. Jednak nasza nieszczęsna prawica upiera się: kiedy weźmiemy za pysk obrzydliwego zagranicznego kapitalistę, najlepiej Niemca, to przyjdzie ten dobry z Polski, który ma szkaplerz Najświętszej Maryi Panny na szyi, chodzi do kościoła, więc kocha polskich robotników i do głowy mu nawet nie przyjdzie, żeby ich wyzyskiwać.”
„PiS jest zdecydowanie proeuropejski. Tyle, że chce takiej Unii, w której wszędzie będą rządzić sobowtóry Jarosława Kaczyńskiego. Oni chcą Europy konserwatywnej, nacjonalistycznej, bo nienawidzą demokracji liberalnej”.
„Unia i jej pieniądze stały się w Polsce normą. To wszystko spowszednieje tak samo jak 500 plus. Poza tym, czemu nie mamy brać pieniędzy, skoro możemy je brać na naszych narodowo-konserwatywnych warunkach? PiS wykorzystuje edukację antyniemiecką, sięgając jeszcze Krzyżaków i wozu Drzymały, świetnie rozpoznając mapę świadomości Polaków. I dlatego tak skutecznie gra na wrażliwych rejestrach polskiej duszy.”
„Lecz dzisiejszy narodowo-konserwatywny język władzy jest znany ludowi polskiemu od wielu dziesięcioleci. Dlatego jest taki skuteczny”.
I tak dalej, i tym podobne „genialne” syntezy, „inspirujące” analogie i postępowe „filozofie”…
Nie wymieniam nazwiska pisarza, gdyż w felietonie tym traktować chcę powyższe słowa jako charakterystyczny sposób widzenia aktualnej wielobarwnej a wielce złożonej polskiej rzeczywistości, przez grupę „totalnego oporu”. Niech staje się symbolem czegoś, co spostrzegam jako niesłychane uproszczenie. Prostactwo powyższych „syntez” właściwie uniemożliwia jakąkolwiek rozmowę. I to z literatem. Jaki jest sens krytycznego ustosunkowania się do spostrzeżenia, że Polacy nienawidzą Niemców dlatego, że czytali „Krzyżaków”? Jak polemizować z człowiekiem, który posługuje się terminem „polski lud”, który nie jest w stanie przyjąć „wartości projektu oświeceniowego”?
Obsesja wokół osoby, charakteryzowanej mianem „Jarosław Kaczyński” staje się znakiem degradacji wielu milionów wyborców. Oto barany i owce manipulowane przez demona. Przyjęcie kultury chrześcijańskiej i próby realizowania niezmiennych zasad moralnych, to okazja do sugerowania zaściankowości, zniewolenia, braku otwartości, szowinizmu, wręcz „idiotyzmu narodowego”. Jeszcze jeden cytat: „Nie wiem jednak, jak przekonać polski lud do takich wartości jak wolność jednostki, wolność wyznania, wolność słowa, wolność twórczości artystycznej, niezależność sędziów czy trójpodział władzy. Bo lud mało to interesuje.”
Przecież wolność wyboru i odpowiedzialność moralna stała się wyzwaniem dla człowieka i weszła w powszechna kulturę życia poprzez chrześcijaństwo.
Nie wiem, jak rozmawiać z osobami, które mną pogardzają, choć wiem, że rozmawiać powinienem i to jeszcze z nadzieją, że dzisiaj gardzący mną, zmienią wycenę moich duchowych, intelektualnych i uczuciowych możliwości.
Tymczasem pozostaje uważnie nasłuchiwać, czy i kiedy zaistnieje pragnienia współpracy ze strony tych, którzy dzisiaj, jak narkomani, przeżywają syndrom odstawienia narkotyku władzy i jedynej mądrości. Głód narkotykowy trwa. Naszym zadaniem staje się przetrwanie czasu potrzebnego na wyleczenie. Nie chcę tworzyć pełnej analogii, gdyż narkoman zawsze pozostanie chory na uzależnienie.
Pozostańmy w nadziei, że jednak przyjdzie czas zakończenia demonstrowania pogardy.
Naszym argumentem może stać się sama rzeczywistość: radość ze zmniejszenia przestrzeni ubóstwa (czyli więcej uśmiechu na twarzach dzieci), duma i satysfakcja właścicieli dobrze prosperującego przedsiębiorstwa rodzinnego (które nikogo nie oszukuje) a także poczucie bezpieczeństwa rodzin wspieranych coraz lepszą „służbą zdrowia”, sensowną i sprzyjającą prawdziwemu rozwojowi człowieka edukacją. Stwórzmy mądre korekty w konstytucji, w sądownictwie, w organizacji przemysłu, w nauce i nowoczesnej technice.
Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczy się historia, natomiast nikomu nie zaszkodzi pamiętanie, że pogarda nie jest sposobem na kształtowanie ciepłych relacji między jednym człowiekiem a drugim.
Jerzy Binkowski – Urodził się w 1949r. w Gdyni. Ukończył studia filozoficzno-psychologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dyplomem reżyserskim ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował głównie z młodzieżą – poradnictwo i teatr. Mieszka od 40 lat w Białymstoku. Należy do warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.