Jerzy Binkowski felietony

parkbin %Jerzy Binkowski%W Białymstoku jest Park im. Lecha Kaczyńskiego. Kiedy potrzebuję wyciszenia, gdy brakuje mi świeżego powietrza, wychodzę na spacer. Idę w poprzek placu przed szpitalem klinicznym Uniwersytetu Medycznego, potem przebiegam ulicę, schylam głowę przed Pomnikiem Katyńskim , zbliżam się do budynku filharmonii i zamierzam spacerować głębiej, ścieżkami pięknego parku.

 

Zatrzymało mnie – dosłownie – olśnienie o charakterze ekonomicznym, politycznym, kulturalnym, duchowym. Przed chwilą, na placu przed szpitalem, przeciskałem się poprzez szpalery samochodów najnowszych i najbardziej „wypasionych” aut, natomiast teraz, przed Filharmonią stoję pośród samochodów drugorzędnej a nawet trzeciorzędnej wartości technicznej, symbolizującej – jakby nie patrzeć – status materialny właściciela.

Pomyślałem – zbliża się koniec roku, więc coraz bliższa jest data kolejnego starcia lekarzy z Rządem, o pieniądze dla lekarzy. (Nie dla pielęgniarek, dla innych medycznych grup zawodowych, tylko dla nich – lekarzy). Samo wspomnienie poprzednich strajków wzbudza we mnie alergię. Kiedy kolejny raz pomyślę, że lekarze zaledwie kończący studia, żądali natychmiast siedmiu tysięcy „na rękę”, źle myślę o tej grupie zawodowej. Powiecie Państwo, że jest wielu ofiarnych lekarzy , którzy nie pracują w szpitalach i przychodniach jedynie dla korzyści materialnych, apanaży. To ja pytam, dlaczego milczą, gdy widzą nadużycia i nienasyconą pazerność kolegów ? Skąd ta pycha lekarzy wynoszących się ponad każdą grupę zawodową. Że niby nasze życie jest w ich rękach? Czy ktoś z Państwa zna lekarza, którego pacjent by nie umarł?

Istnieje jakaś siła bezwładu starych struktur zawodowych. Część osób pracująca latami w określonych schematach mogłaby być elitą duchową dbającą o etos zawodu, ale najczęściej staje się grupą tej szczególnej aktywności, która umożliwia zachowanie wszelkich raz zdobytych przywilejów, aby żadna z korzyści nie umknęła im z zasięgu ręki. Mimowolnie myśli moje biegną w stronę polskich sądów. Kto raz zdobył władzę nad losami ludzkimi, władzy tej dobrowolnie nie odda. Prawo? Sprawiedliwość?

Nad jednymi i drugimi, nad nami wszystkimi – może jednak jest Boża Sprawiedliwość?

Czy doczekam się strajku muzyków? Najczęściej są to ludzie z innych przestrzeni, ludzie o zupełne odmiennej duchowości, czyż nie?

A może kiedyś zorganizują się pacjenci, przeciskający się przez ubogie i wąskie korytarze i klienci adwokatów oraz sędziów najwyższych ziemskich sądów, aby przekonać „władców” życia i nie zawisłych dotąd sędziów, do obowiązku godnościowego w każdym zawodzie: rozumienia, współczucia, troski, serdecznego wsparcia w poszukiwaniu nadziei, sprawiedliwości, wzajemnego uszanowania, w drodze do Prawdziwego Pana Życia Wiecznego?

Ach, ponownie ogarnęło mnie zmęczenie, więc tym chętniej zagłębiłem się w przytulny zmrok parku imienia Lecha Kaczyńskiego. Udałem się w kierunku pomnika-hołdu żołnierzom poległym w zwycięskiej wojnie z bolszewikami, w 1920 roku.

Jerzy Binkowski

Podobne wpisy:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

19 − siedemnaście =