Pisałem już wcześniej, że na dźwięk słowa ZDRAJCA, robi mi się strasznie ciemno w sercu. Wzbraniam się przed określeniem kogokolwiek tym hańbiącym słowem. Przecież i ja mogę zostać obrzucony tym epitetem, gdy zaprzeczając przyjętym zasadom, daję sobie prawo odstąpienia od zasad życia, których ilustracją jest życie Jezusa. Czy jest człowiek, który potrafi sprostać ideałowi, żyjąc modelowo?
W ferworze walki politycznej, w czasie tuż przed wyborami parlamentarnymi, mówi się jednak o zdradzie. Osoby obrzucone tym dramatycznym określeniem pewnie wzdragają się przed przyjęciem ich do siebie. Pewnie są przekonani, że brutalność tego epitetu bardziej i szybciej charakteryzuje nadawcę niż odbiorcę. Wtedy też mówi się o nienawiści wygłaszającego słowa o zdradzie.
Powiem więcej: w czasie mody na polityczną poprawność nigdy nie powinno pojawić się słowo ZDRADA, prawda?
Nieprawda, powie wielu. Są dowody w obserwowanych faktach. Mężowie zdradzają żony. Ojcowie zdradzają swe dzieci, odchodząc do nowych kobiet albo do kochanków. Żony odchodzą do innych mężczyzn a niekiedy do kochanek. Zdradzają tym samym dzieci. Mówi się wtedy, że rodzice biorą rozwód. Zaś rozwód to rozwodnienie zasad zazwyczaj publicznie ogłoszonych przed społecznością obu rodzin, z których wywodzą się małżonkowie. Czyż więc nie można powiedzieć, że są wśród nas zdrajcy?
Prawdopodobnie żyjemy w czasach wielkiej gimnastyki medialnej i nadwyrężania umysłu osobistego na rzecz wyeliminowania słów: ZDRADA I ZDRAJCA. Jeżeli ktokolwiek jest zdrajcą, to tylko przeciwnik naszej „wolności”, tylko nasz wróg ideowy, jedynie wróg polityczny. Wszyscy inni, tylko nie ja!
Potrzebujemy rozwodu z naszymi zasadami. Potrzebujemy rozwodnić nasz system wartości. Prawdopodobnie jest nam tak dobrze, tak bardzo ZA DOBRZE, że niektórzy już z dreszczem na plecach, wyczuwają wielce skomplikowaną emocjonalnie TĘSKNOTĘ ZA WOJNĄ. Toż to w czasie wojny nawet można zabić i to nie tylko w obronie własnej. Zamiast wzajemnego opluwania będziemy strzelać zza węgła, odziani w stroje maskujące naszą sylwetkę. I nie będzie się mówiło o nienawiści, a o patriotyzmie. Można donosić i zdobywać zasoby materialne kosztem innych; to nazywało się szabrownictwem, a słowo „łapownictwo” nie będzie znaczyło wiele. Będzie niczym, przy ogromie problemów z przeżyciem. Służba zdrowia oficjalnie obsunie się naturalnie do poziomu szpitala polowego. Mafijność dzisiejszą zamienimy na wiele grup partyzanckich. Lęk przed jednym przywódcą lub jednym ugrupowaniem przywódczym ukryjemy pod nienawistnym słowem Dyktator, albo Lenin i Stalin w jednej osobie (nie wspominając Hitlera, ponieważ on był tylko nazistą, absolutnie nielicznym w społeczności narodowej Niemców).
Wydaje się, że „Statystyczny Polak”, wychowany przez treści przekazywane w dominujących mediach i modnych lekturach, lęka się kryteriów moralnych dla czynów ludzi, którzy zgubili sens chrześcijańskiej nauki społecznej. Niedawno usłyszałem taki żart: „Gdy Bóg zechce człowieka ukarać, odbiera mu rozum. Ale żeby od razu cały naród?” Nie unikajmy rozpoznawania naszych moralnych i intelektualnych słabości:
DOBRA ZMIANA WYMAGA DOBREJ ZMIANY W KAŻDYM Z NAS.
Jerzy Binkowski – Urodził się w 1949r. w Gdyni. Ukończył studia filozoficzno-psychologiczne w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Dyplomem reżyserskim ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Pracował głównie z młodzieżą – poradnictwo i teatr. Mieszka od 40 lat w Białymstoku. Należy do warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.